Między odejściem z Górnika Zabrze a przyjściem do Arki pozostawał Pan bez pracy przez ponad rok. Nabrał Pan w tym czasie dystansu do pracy którą wykonuje? Zaszły w Panu jakieś zmiany w tym czasie?

Zaszły duże zmiany. Widocznie jest to potrzebne, ja tak to odbieram. Dystans, przemyślenia o pewnych zachowaniach i dokształcanie się. To jest taki zawód, w którym trzeba cały czas czerpać nową wiedzę, nowe spostrzeżenia. Ten czas był mi też potrzebny, żeby nadrobić pewne rzeczy rodzinne. Jak pewne rzeczy są ułożone we właściwy sposób, to wtedy też jest łatwiej w pracy, bo zawsze jakieś problemy się pojawiają w tyle głowy. No i kto by się spodziewał, że takie piękne czasy zastanę tu, nad morzem. Rzeczy które przeżywamy razem z chłopakami i całą społecznością. To są moje największe sukcesy. Po takiej przerwie, kiedy się wydawało, że to wszystko było męczące i ciężkie, życie zafundowało mi ogromne przeżycia i radości. Tak to odbieraliśmy. Można było wyrzeźbić jeszcze więcej w tej Lidze Europy, jeszcze z kimś ciekawym się spotkać, ale i tak jestem wdzięczny za to co tu osiągnęliśmy. Jednak dalej trzeba pracować, bo pojawił się dołek, sami sobie strzelamy bramki i trzeba się odbudować jak najszybciej.

Czy już wcześniej pojawiały się jakieś propozycje pracy w Arce?

Tak, była kiedyś propozycja. Arka była w pierwszej lidze, a ja byłem albo na bezrobociu, albo w Bielsku. Był telefon, od Czesława Boguszewicza, który wtedy był chyba dyrektorem sportowym, z zapytaniem czy nie byłbym zainteresowany pracą w Arce. Wtedy grzecznie odmówiłem, czekając dalej na propozycje z ekstraklasy, albo jeszcze próbując coś zrobić w Bielsku. Być może już chodziły słuchy o tym, że rozstanę się z klubem, po tym półfinale Pucharu Polski.

Czy przed przyjściem do Arki, miał Pan jakieś inne propozycje z klubów Ekstraklasy?

Miałem rozmowę z prezesem jednego klubu ekstraklasowego, ale finalnie nie podjąłem tam pracy. Poza tym miałem dużo propozycji z pierwszej lig. Nawet dwa kluby drugoligowe interesowały się moją osobą, ale grzecznie odmawiałem i czekałem. Wiadomo, rozmawiałem z tym jednym klubem z ekstraklasy, ale tam zdecydowano się na inny wariant i wyszło jak wyszło.

Które z wydarzeń jest dla Pana ważniejsze: finał Pucharu Polski czy mecze w europejskich pucharach? One mogą się sobie równać?

Równać się na pewno nie. Puchar Polski jest najważniejszy, bo jego zdobycie dało później Superpuchar, dało Ligę Europy. Bez tego wygranego meczu z Lechem nic z tych rzeczy byśmy nie mieli. Nie byłoby dramatycznych rzutów karnych na Legii, nie byłoby też dramatycznego dwumeczu. Uff… Jak sobie przypominam o tym co było po ostatnim gwizdku w Danii, o tym co było potem w szatni… To był taki cios, że najlepiej byłoby się wtedy gdzieś położyć i odpocząć po tym wszystkim. Tak to zabolało, ale trzeba było żyć dalej. Byliśmy kopciuszkiem. Ja też byłem chytry, można tak powiedzieć, a chytry dwa razy traci. Mogłem Dancha wpuścić w przerwie, gdzie leżał Sobieraj, a ja chciałem jeszcze jedną przerwę wygenerować i dopiero wtedy ukraść te kilka sekund więcej, ale potem się okazało, że przerwa była bo straciliśmy bramkę. Wtedy już nie było sensu robić tej zmiany, tylko trzeba było dograć do końca i powalczyć o zmianę wyniku tymi zawodnikami którzy byli na boisku. Tak rozpatrujesz swoje decyzje, co mógłbyś zrobić inaczej. Teraz jakbym miał drugi raz taką sytuację, podobny przedział czasowy, to od razu bym zmianę robił (śmiech).

Długo w Panu siedziała ta końcówka meczu w Danii? Może dalej siedzi?

Nie. Mamy świadomość tego, że byliśmy blisko. Szkoda mi było chłopaków, ale też jako trener nie możesz rozpamiętywać, tylko jesteś tym który wyznacza kierunki  i trzeba przejść do następnych etapów. To się odbiło na psychice nie tylko tych zawodników, którzy grali, ale też tych którzy byli, przyglądali się, trzymali kciuki i wierzyli w następne etapy. Wszyscy mocno to przeżyliśmy. Tym bardziej, że wcześniej mogliśmy coś więcej wydobyć z tego meczu. Sami Duńczycy powiedzieli, że nie zasłużyli na ten awans, że bardziej sprawiedliwie byłoby gdyby to Arka awansowała. Ja bym z kolei rozpatrywał to pół na pół. U nas my wydarliśmy im to zwycięstwo, ale z gry mieli zdecydowanie więcej, nam dopisywało szczęście. Niestety, liczy się ostatni mecz, w którym zagraliśmy lepiej, ale przegraliśmy.

Wejście do szatni po takim meczu to chyba jedna z ciężysz rzeczy w pracy trenera. Co Pan próbował robić, żeby podnieść zawodników na duchu?

To jest bardzo ciężkie, choćbyś stawał na głowie. Zawodnicy mają swój rozum. Ja widziałem po reakcjach swoich zawodników, że oni już gdzieś patrzyli w trybuny, oni byli tuż-tuż. I to tuż-tuż nas zgubiło. Skończyło się jak skończyło, szkoda. Oni sami wiedzieli, sami rozmawiali, także tu nie trzeba było dużo oliwy dodawać, czy łagodzić pewnych rzeczy. Wielu jest doświadczonych zawodników, którzy brali udział w tym meczu. Może nie w europejskich pucharach, ale tu na boiskach swoje zagrali. Trzeba było się pozbierać. Mamy inne rozgrywki, liga i Puchar Polski, a tu skończyliśmy z honorem, bo dobrze się zaprezentowaliśmy, chociaż może nieliczni będą o tym pamiętać. Póki co jeszcze pamiętają, bo nawet teraz, mieliśmy dwa dni wolne podczas których spotkałem kilka osób, które dalej mi przypominają o tym pucharze, składają gratulacje, a ja się tylko wkurzam że odpadliśmy. No fajne mi gratulacje (śmiech). Nasi kibice też to będą pamiętać, bo dla nich to też były przeżycia niesamowite. Im się też należy szacunek, za to jak się zachowali, że byli z drużyną, antycypowali w tym wszystkim. To też jest rzadko spotykane, bo krzyki na zasadzie ‘patałachy mogliście to pilnować,  wystarczyło tylko zrobić to i to’ są wliczone. Ale to co oni zrobili było niesamowite, bo pomagali drużynie, która walczyła i starała się. Cieszę się, że jestem w takim klubie, z takimi kibicami, chociaż wiadomo, to może się zmienić i może różnie być (śmiech). Jak to mówią łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale na razie się cieszę, że są tacy kibice, którzy pomagają. Wiadomo, okrzyki krytyki są normalne i musimy być na to gotowi. Co prawda, przeżyłem tutaj rozmowę z kibicami po jednym meczu w zeszłym sezonie, kiedy byli zaniepokojeni po porażce, ale wszystko odbyło się kulturalnie, w trosce o nasz wspólny klub. Ja zawsze przypominam zawodnikom, że są odpowiedzialni nie tylko za siebie i swoje rodziny, ale też za całą społeczność, która przeżywa, utożsamia się z drużyną i chcą oglądać tą drużynę wygrywającą.

Pan otwarcie mówi o tym że wiara jest bardzo ważną rzeczą w Pana życiu. Ile razy właśnie ta wiara pomogła Panu w różnych ciężkich chwilach, które Pan przeżył jako trener?

Przez całe życie masz wątpliwości. W trenerce wiara jest podstawową rzeczą. Wiadomo, każdy trener wierzy w swoją pracę. Tu mówimy o wierze w Boga. Też wiem, że nie zawsze będzie różowo. Takie porażki, okresy, jak choćby ten rok na bezrobociu są potrzebne, żeby pokazać charakter, wytrwałość, cierpliwość i na tej bazie można coś więcej osiągnąć. Też w tych trudnych momentach, jak teraz po tych dwóch porażkach, trzeba to przekuć na pozytywne emocje. Jak wierzysz, że coś lepszego może cię spotkać, to też mocniej pracujesz, ale nie zawsze tak musi się stać. Ja dziś podchodzę z większym dystansem do pewnych rzeczy, jak choćby do tego meczu w lidze Europy. Jakbym patrzył tylko na czubek swojego nosa, to byłbym wściekły, rozbijał wszystko na co trafię. Ale tak musiało być. Wierzę w opatrzność i to ma nas czegoś nauczyć. Może nie teraz, może jutro, za rok, albo osiem lat. Może znowu mi się przydarzy taka historia, że będę prowadził klub w lidze Europy i już będę mądrzejszy o to i zrobię tą zmianę, albo w ogóle nie będzie mi taka możliwość dana. Ja jestem za słabym człowiekiem chodzącym po tej ziemi, żeby takie rzeczy przewidywać.

W ostatnich meczach ewidentnie zabrakło tego co było znakiem rozpoznawczym Arki pod Pana wodzą, czyli tej waleczności, zaangażowania i przysłowiowego jeżdżenia na tyłkach. Z czego to może wynikać?

Wiele czynników miało na to wpływ. Między innymi wypadnięcie z pewnego rytmu. Do tej pory najlepsze mecze rozgrywaliśmy notowaliśmy grając co 3 dni. Te dwa mecze przytrafiły się w momencie, kiedy wydawało się że wreszcie będziemy mieć czas na trening, na przećwiczenie pewnych rzeczy. Mieliśmy więcej spokoju w przygotowaniach do tych spotkań, ale to okazało się być złudne i te błędy się przytrafiły. Analizowaliśmy te spotkania. Ja wiem pewne rzeczy, drużyna też wie co było nie tak, i mam nadzieję że wrócimy na odpowiednie tory tym najbliższym spotkaniem. Taki mam charakter, że czasami po meczu potrafię coś tam powiedzieć, czasami też tego żałuję, bo można by to spokojnie załatwić, ale nienawidzę tego jak zostają rezerwy. Zawsze mówię, wypruj się, niech przyjedzie karetka po ciebie, ale będziesz miał szacunek i do siebie i do kolegów i wszystkich pozostałych, którym zależy, żeby jak najlepiej wypaść. Te rezerwy były widoczne i w koncentracji i w waleczności. Takie mecze mnie najbardziej bolą i wkurzają. Wiem, że to nie zawsze wynika z lenistwa. Czasami zawodnicy się przemotywują, albo są źle przygotowani. Wiele czynników na to ma wpływ. My też rotowaliśmy składem, w czym też można się doszukiwać różnych rzeczy. Jednak obserwujemy tych zawodników na co dzień, wiemy komu istotne parametry spadają, wiemy kto się czuje gorzej i próbujemy rozegrać każdy mecz tak, żeby optymalny skład nas reprezentował i żeby każdy mecz wygrać. Myślę, że ta przerwa na kadrę była nam potrzebna. Z resztą, ostatni sparing z Wisłą Płock pokazał, że pewne rzeczy już wyglądają lepiej. Jak obserwuję zawodników, rozmawiam z nimi, też wygląda to inaczej. To był taki okres, który, daj Boże, wyjdzie nam na dobre. Całe szczęście, że taki dołek przytrafił nam się na początku ligi, bo teraz możemy wycisnąć więcej. Mam nadzieję że już w najbliższym meczu z Wisłą pokażemy taką Arkę, którą kibice chcą oglądać, taką która gra i ofensywnie i agresywnie. Mieliśmy takie mecze, do których chcemy dążyć. Zawodnicy też muszą się do tego dostosować i wiedzieć, że jak ktoś nie będzie spełniał pokładanych w nim nadziei, czy nie będzie robił pewnych rzeczy to będą przesunięcia do drugiej drużyny. Każdy musi być świadomy i odpowiedzialny za to. Ale i tak później wszystko spadnie na trenera i zostanie zwolniony, bo tak niestety jest w większości przypadków. Obym tu został do końca sezonu i obyśmy się wszyscy cieszyli. Wtedy będziemy rozmawiać dalej.

Przed sezonem wspominał Pan o tym, że przekazał działaczom swoją transferową listę życzeń. Czy pojawili się w klubie zawodnicy z tej listy, a jeśli tak to ilu?

Oj, procentowo, czy ilościowo to ciężko powiedzieć. Ta lista była zrobiona szybko i byli na niej zawodnicy, powiedzmy, na naszą miarę. Znamy realia jakie u nas panują jeśli chodzi o pensje, o budżet. Ci zawodnicy byli, tak mi się przynajmniej wydawało, w naszym zasięgu. Na tej liście było np., po 4-5 zawodników na jedną pozycję, bo wiadomo, że utrzymaliśmy się w ekstraklasie, mieliśmy perspektywę gry w pucharach europejskich – to też mogło przyciągnąć lepszego zawodnika, z lepszym CV, no ale taki zawodnik patrzy też na widełki finansowe w których może się poruszać. Ja wyrzucam z głowy rzeczy, które są mniej istotne. Ja się cieszę z tego, że mam w zespole takich a nie innych chłopaków. Co prawda chciałem jeszcze jednego napastnika, wysokiego, który może pewne możliwości taktyczne by nam zwiększył, ale nie ma co narzekać i to tyle. Moją rolą jest to, żeby kibice byli zadowoleni z tej drużyny, żeby ona grała jak najlepiej, zdobywała punkty. Łatwo nie jest, bo każdy z tych chłopaków jest ambitny, każdy z nich chce zaistnieć, chce grać. Ja widzę czasami ich niezadowolenie kiedy nie łapią się do meczowej osiemnastki. Też jest teraz tak, że mamy procentowo większą ilość obcokrajowców w drużynie, a to też jest trudne zadanie, które wziąłem na siebie. Wiem, że łatwo nie będzie, ale wszystko robi się po to, żeby to poukładać i z tych zawodników stworzyć drużynę, która godnie będzie reprezentować Arkę.

Napastnik w Arce to temat, który pojawia się przy okazji każdego okna transferowego. Nie uważa Pan, że chociażby patrząc po liczbie napastników w kadrze, to brakuje nam jeszcze zawodnika w tej formacji? Czy to będzie formacja, którą będziemy chcieli jeszcze wzmocnić zimą?

Tak jak wspomniałem, przede wszystkim wysoki napastnik. Jakieś rozmowy były, jak się słyszało że Robak był do wzięcia, czyli zawodnik o podobnej charakterystyce, dobrze grający tyłem do bramki, jest snajperem, silnym piłkarzem. Mieliśmy kilku takich kandydatów, których nazwisk nie będę wymieniał, ale niestety z nimi nie udało się rozpocząć współpracy. Był temat Sanogo, ale tam też pojawiły się rozbieżności i to się nie powiodło. Zobaczymy. Mamy w kadrze trzech napastników, chociaż ostatnio i Jazvić zagrał na tej pozycji, bo i w poprzednich klubach miał doświadczenie w takiej grze, przeciwko Midtjylland w ataku zagrał Kun, dla którego to też była nowość, ale to miał być akurat sposób na Duńczyków. Gdyby doszedł jeszcze ten jeden napastnik, to też mielibyśmy częściej możliwość gry na dwóch napastników, ze świadomością że na ławce jest jeszcze trzeci gość gotowy do gry. W ostatnich meczach nie mieliśmy Żebrakowskiego, byli tylko Ruben i Rafał, patrząc na takich nominalnych napastników, i tyle. Tak jak wspomniałem, ja się cieszę że tu mam pracę i będę robił wszystko żeby z tego wyszło jak najwięcej radosnych chwil.

W ostatnim czasie gorącym tematem wśród kibiców jest powrót Mateusza Szwocha do Arki. Pojawiały się różne opinie na temat jego występów, niestety raczej nieprzychylne. Gra poniżej oczekiwań oraz mała efektywność wciąż wykonywanych przez niego stałych fragmentów gry, to najczęściej pojawiające się zarzuty. Pan przed jego powrotem otwarcie mówił, że na niego liczy i widzi go w swoim zespole. Czy to według Pana jest zawodnik na którym opierał się będzie środek pola Arki?

Zwolennikiem jego przyjścia byłem, bo sam się przekonałem w poprzednim sezonie jaki to jest zawodnik i ile może dać drużynie. Ja też jako trener patrzę w nieco dalszej perspektywie, wybiegam trochę w przyszłość. Oczywiście, patrzę przede wszystkim na to co dzieje się aktualnie, ale też patrzę na predyspozycje zawodnika i też próbuję jego ścieżkę ułożyć i gdzieś oczami wyobraźni zobaczyć gdzie on może dojść. Mateusz ma ogromne możliwości, dlatego byłem zwolennikiem tego żeby wrócił do Arki. Wrócił późno, ale lepiej późno niż wcale. Pokazał się z dobrej strony w pierwszych dwóch meczach po powrocie, później te dwa mecze były o wiele słabsze, bo tak to wyglądało i to tyle. Pracujemy dalej. W pierwszych kilku treningach po powrocie z Legii nie był taki, jak przed odejściem do Warszawy, ale to też wynikało z tego, że był w innej drużynie, może on sam był na innym etapie kiedy go prowadzili trenerzy Legii, ale po czasie przypomniał sobie pewne rzeczy i od razu dał sygnał, że jest zdolny do tego co pokazywał wcześniej. Zobaczymy jak będzie dalej. Ja na pewno w niego wierzę, ale wiem też jakbym miał cel sprzedać kilku zawodników, to też inaczej bym do tego podchodził. Ja mam cel z każdego meczu wycisnąć jak najwięcej, stąd aktualna forma będzie predysponować zawodników do tego, czy znajdą się w pierwszej 11, czy nie. Każdy z nich musi się z tym liczyć, że jak przyjdzie słabsza forma to nie będą dostawać jeszcze 2-3 szans, bo są inni głodni, którzy też podnoszą poprzeczkę i naciskają. Według mnie na tym polega zdrowa, sportowa rywalizacja. Zawodnicy muszą się do tego przyzwyczaić. Wiem, że niektórym może być z tym ciężko, bo woleli by mieć carte blanche i zaufanie od trenera na 3-4 mecze, bez znaczenia na formę i dopiero potem odpalić. Jednak przy tej drużynie, którą stworzyliśmy nie możemy sobie pozwolić na takie rzeczy, bo ci zawodnicy, którzy pracują ciężko na treningach i prezentują podobny poziom po miesiącu byliby mega niezadowoleni, że nie grają. Przyzwyczaiłem zawodników, że nikt nie ma nigdzie wpisane że musi grać. Forma, rywalizacja, a przede wszystkim największym sprawdzianem jest mecz ligowy. Możesz się fajnie prezentować na treningach, ale jak nie pokazujesz tego w meczu, no to też będziemy szukać nowych rozwiązań. Niektórym to sprzyja bardziej, innym mniej. My też często przeprowadzamy zmiany w przerwach, bo jak od kogoś oczekujemy więcej, a tego na boisku nie ma, no to już jest następny, który po to jest żeby pokazać się z lepszej strony. Jak byłem w Podbeskidziu, to pojawiła się statystyka według której byłem trenerem najczęściej dokonującym zmian w przerwach. Ja czasami w przerwach bym zrobił siedem zmian jakbym mógł, ale nie mogę. Były mecze kiedy już w 37. minucie dwóch zawodników dostawało wędkę i wchodzili następni bo już nie mogłem patrzeć na pewne rzeczy. Podejmujesz ryzyko. Wtedy wyszło, bo wyciągnęliśmy z 0:2 na 2:2, ale jakby nie wyszło, to bije w ciebie. Trzeba być przygotowanym, że ty odpowiadasz, nie zawsze jest różowo i trzeba pewne rzeczy przyjąć na klatę.

Czyli kibice nie muszą się martwić o to, że dany zawodnik będzie grał bez znaczenia czy gra dobrze czy źle?

Nie. Z moim podejściem myślę że tak nie będzie. Jak ktoś będzie miał zniżkę formy, no to nie mamy tu nieopierzonych juniorów. Chociaż na juniora też bym postawił, tak jak w Pucharze Polski, kiedy jako pierwszy wszedł Szymon Nowicki. On miał wejść i pokazać, że się nie boi, że potrafi grać. Wracając, myślę, że takich sytuacji nie będzie. My zresztą obserwujemy tych zawodników na co dzień. Czasami jest tak, że jeden mecz zawodnikowi nie wyjdzie, ale pokazuje dalej, że pracuje i jest lepszy od swoich konkurentów, to wtedy dostaje drugą szansę. Tak to czasami wygląda. Każda sprawa jest indywidualna, każdy mecz jest inny, taktyka się zmienia, nawet ustawienie determinuje pewne rzeczy, kontuzje itd., itd. Całe szczęście, że jest w kim wybierać. Na pewno musimy się ocknąć, musimy otworzyć nowy rozdział w lidze, najlepiej w taki sam sposób jak rozpoczęliśmy ligę.

Patrzy Pan czasami w swoje statystyki?

Nie, to też jest sprawa indywidualna. Jakby zrobili zestawienie drużyn walczących o utrzymanie to pewnie wtedy bym spojrzał jak to wygląda, ale jak mogę się porównywać z kolegami którzy walczą o mistrzostwo, mają dużo większe budżety? Zawsze wychodzę po to, żeby wygrać mecz.  Jak zbierze się do tego garnka, i spojrzy się na kluby w których pracowałem, to nie dość że borykały się nie tylko z problemami sportowymi, to i  sportowo były skazywane na porażkę.

Pytam, bo patrząc na Pana bilans meczów ligowych w Arce, no to wygląda to słabo. 16 meczów, 3 zwycięstwa, 7 remisów, 6 porażek. Nie niepokoi to Pana?

 No to faktycznie słabo to wygląda. Ale nie, dla mnie najważniejsze są cele. Utrzymanie, zdobycie Pucharu Polski. Jeśli to robisz, to to są najważniejsze rzeczy. A to co po drodze zrobiłeś? Tak jak mówiłem, czasami jedna czy dwie porażki są ci potrzebne, żeby w tym decydującym momencie postawić kropkę nad i. A co z tego, że ten czy inny mecz ci wyjdzie, skoro w tym decydującym się wyłożysz. My na razie tutaj realizowaliśmy właśnie te cele. I dalej chcemy to robić, bo wróciliśmy do nich kiedy ja przyszedłem. Fajnie byłoby mieć lepsze statystyki, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze są cele, których realizacja pozwala na rozwój klubowi, satysfakcję zawodnikom. Fajnie byłoby zagrać znowu na Narodowym. O to będziemy grać, ale ciężkie zadanie przed nami. Wracam do Bielska, więc to też dla mnie będzie duże przeżycie. Już nawet dostałem kilka telefonów zapraszających na ten mecz. Przyjdzie czas na wszystko, jak będzie zdrowie i wszystko będzie się tworzyło jak należy to trzeba do kolejnego etapu podchodzić z optymizmem i jak najwięcej z tego wydobyć.

Co Pana najbardziej skłoniło do podjęcia pracy w Arce?

Praca w Ekstraklasie, to był dla mnie priorytet. Znam wielu zawodników, możliwości klubów, bo jak jesteś w tym to czasami wystarczy jeden telefon, czy obserwacja  z boku. Z resztą jestem zahartowany. Przechodziłem do klubów, które zamykały tabelę, miały najstarszą drużynę, tak jak Podbeskidzie. Jak potem się patrzyło na statystyki odkąd zaczęliśmy współpracę to byliśmy trzecią najlepszą drużyną w Ekstraklasie, także wiem że dużo można zrobić rzetelną pracą. Tak jak mówiliśmy, nie zawsze te metody sprawdzą się w innym miejscu, ale po to są oczy, pewne zmysły i ludzie którzy ci pomagają w pracy, żeby pewne rzeczy skorygować. Praca w Ekstraklasie jest dla mnie nobilitująca. Cieszę się, że mam taką możliwość, bo mam wielu kolegów trenerów w niższych ligach i wiem, że też cały czas się dokształcają, pracują, ale cały czas nie dostają tej szansy. Dla mnie to jest czwarty klub w Ekstraklasie, w którym mam jakieś fajne przeżycia, ale tym się nie zadowalam tylko dalej będziemy chcieli coś dobrego zrobić. To było najważniejsze. Gra w Ekstraklasie. Chociaż miałem dużo telefonów w stylu ‘czy Ty widziałeś ostatnie wyniki Arki?’, ale będąc trenerem w poczekalni musiałem wszystko analizować, zresztą już miałem swoje przemyślenia przychodząc tu. Byłem na bieżąco bo komentowałem mecze Ekstraklasy w Eurosporcie i chociażby z racji tego trzeba było wiedzieć co w trawie piszczy.

Czy przychodząc do Arki pojawiły się jakieś rzeczy, które negatywnie Pana zaskoczyły? Niekoniecznie chodzi mi w tej chwili o rzeczy związane z drużyną,  ale np. rzeczy w klubie które nie funkcjonowały tak jak należy?

Były i od razu zaczęliśmy reagować. Przede wszystkim boisko treningowe nie było w dobrym stanie. Stąd też te nasze wypady dwudniowe do Gniewina czy Cetniewa, gdzie mieliśmy lepsze warunki. Tam przy okazji też mogłem poznać drużynę, bo mieliśmy tam więcej czasu na rozmowy. Takie problemy z boiskiem, jeśli zdarzają się na poziomie ekstraklasy są dla mnie niedopuszczalne. I nawet teraz zaczynam się martwić, bo mamy jedno boisko treningowe, aura się trochę pogorszy, jeszcze w dodatku widzę, że tu raz w tygodniu Bałtyk ma swoje treningi. Jeśli jeszcze coś się w tej materii zmieni, no to będzie awantura. Mówię, to od razu. Będzie duży problem. Mi płacą za pracę, a jak ja nie będę miał boiska to gdzie ja mam pracować? Ja nie jestem kulturystą, żeby siedzieć cały czas na siłowni. Ok, można pójść raz i zrobić pewne rzeczy, ale nie lubię chałturzenia i czasami też w innych klubach był z tym problem, bo mówiłem otwarcie jak to wygląda. Wymagam pewnych rzeczy od siebie, ode mnie ludzie wymagają, ale standardy muszą być spełnione. Tu się trochę martwię, ale miejmy nadzieję, że to boisko będzie w dobrym stanie i będziemy mieli gdzie trenować. Kibice też od nas oczekują lepszej gry, a to się robi przede wszystkim na treningach i w określony sposób. Boisko musi mieć pełen wymiar, musi być dobrze przygotowane. Daj Boże. że nie będzie takich problemów, ale wtedy to na pewno był duży kłopot. Na początku też kilku zawodników miało kłopoty zdrowotne, więc wzmocniliśmy sztab medyczny, przyszedł dodatkowy fizjoterapeuta. Pamiętamy, jak Zbozień wychodził w końcówce jednego meczu w ataku, bo niby na papierze mieliśmy czterech napastników, ale trzech kontuzjowanych i czwarty Siemaszko grający ze złamaną ręką. Stopniowo, powoli, zobaczyłem pewne działki do natychmiastowej poprawy. Wiadomo, nowemu trenerowi też łatwiej dostrzec pewne rzeczy i przeforsować, niż temu który jest w klubie od lat. Zawsze tak jest i pewnie tak będzie. Klub też dzięki tym zmianom wszedł na wyższy poziom, bo mamy w tym momencie w kadrze trzech piłkarzy więcej, w porównaniu do tego jak przychodziłem do klubu. To jest bardzo dużo, bo jak te boiska będą gorsze, mecz gonił mecz, pojawią się urazy to zabezpieczyliśmy się przed tym i tyle. Ale zawsze znajdzie się jakieś nowe pole do rozwoju. Trzeba patrzeć z pokorą na to co jest, ale podstawy musimy mieć.

Wspomniał Pan o szerokiej kadrze jaką dysponuje. Taka szeroka kadra powoduje, że siłą rzeczy część zawodników będzie niezadowolona z powodu zbyt małej liczby rozegranych minut. Z drugiej strony zbytnie rotowanie składem, też może przynieść niewłaściwe efekty. Nie boi się Pan problemów w związku z tym?

Pewnie będą takie problemy, i tak naprawdę już teraz się taki pojawił. Ja zawszę mówię, że trenerzy piłkarscy mają najtrudniejszy zawód jeśli chodzi o inne dyscypliny zespołowe. Tu możesz zrobić tylko trzy zmiany, a tak naprawdę to dwie, bo czekasz z tą ostatnią do końca, bo jeszcze ci się bramkarz wykolei i musisz mieć jedną zmianę w zanadrzu. Koledzy w innych dyscyplinach mogą wystawiać, robić zmiany powrotne i tam każdy jest ważny w społeczności tej drużyny. U nas ten proces jest trochę utrudniony, no ale każdy wiedział jak jest. To też jest moje ryzyko. Zobaczymy jak to będzie na końcu. Tak naprawdę ja chciałbym mieć tutaj samych wychowanków albo chłopaków z regionu. I to byłaby wtedy dopiero rodzina, stadion byłby pełen, wszyscy by tym żyli i to byłoby najlepsze. Tylko tak jak wspomniałem, u mnie decyduje forma sportowa. Jeśli ktoś prezentuje równy poziom, to dopiero wtedy patrzysz czy to wychowanek, czy na inne tego typu aspekty. Wygląda to różnie. Ja się cieszę, że u nas jest kilku chłopaków jak Marcjanik, Nalepa, Szwoch, czy Nowicki. Zdaję sobie sprawę, że granie wychowankami to jest trudne zadanie, bo to musi być poparte akademią, boiskiem naturalnym, nie sztucznym, pełno wymiarowym itd., itd. Najlepiej jest mieć 16-17 zawodników od razu do grania, a resztę żeby stanowili młodzi, ambitni zawodnicy z akademii, którzy będą się utożsamiali z klubem, którzy będą się mieli od kogo uczyć. Widzimy jak teraz funkcjonuje Górnik Zabrze. Ja przeżyłem podobną sytuację w Zniczu kiedy robiliśmy awans z drużyną, której średnia wieku wynosiła niecałe 20 lat. Tak więc można to zrobić, tylko trzeba mieć grupę kilku wiodących ludzi, którzy też różnych rzeczy doświadczyli i tak byłoby najlepiej. Jednak póki co jesteśmy w takim momencie, że musimy jak najwięcej z tego sezonu wycisnąć, przyglądać się młodym zawodnikom. A tych jest kilku i jest też duża grupa tych którzy zrobili dwa kroki wprzód, bo z trzeciej ligi niektórzy zawodnicy zostali wypożyczeni do pierwszej ligi, czy do drugiej ligi. To tez jest przyszłość Arki. Ich jest ponad dziesięciu. Ogrywają się i jak się będą dobrze prezentować to mogą wrócić za rok i to byłoby najlepsze. Ale nie ma co ukrywać, najważniejsza jest forma sportowa i na ekstraklasę trzeba też zasłużyć. Czasami ktoś dłużej pewne procesy przechodzi. Ja zawsze podaje tu przykład Lewandowskiego, który musiał dostać kopniaka w Legii, potem trafiła się kontuzja, przejście przez trzecią, drugą, pierwszą ligę  i teraz mamy super snajpera. Niektórzy chcieliby zaistnieć za szybko, a nie każdemu się udaje. Nowicki, Żebrakowski mieli teraz propozycje z pierwszej ligi, nawet kilka, ale ja się zawsze liczę ze zdaniem zawodnika, jego odczuciami i nie nalegałem na to żeby odeszli. Chcą walczyć ambitnie, to niech to robią. Tacy zawodnicy zawsze się przydadzą.

Przyjście Michała Żebrakowskiego do Arki narzucało kilka wątpliwości, ponieważ ściągnęliśmy zawodnika, który nie wyróżniał się niesamowitymi statystykami w niższych ligach, a w tym samym czasie mamy młodych, zdolnych zawodników u siebie, których odsyłamy na wypożyczenie. Wśród kibiców panuje pewnego rodzaju obawa, żeby ci nasi zawodnicy nie zostali przez inne kluby podebrani. Ich sytuacja w klubach do których są wypożyczeni jest stale monitorowana?

Z tym podebraniem, bym się nie martwił, bo wszyscy mają ważne kontrakty z Arką. Dodatkowo, dział sportowy cały czas jest w kontakcie z trenerami tych klubów, ja też z nimi rozmawiam na temat zawodników, jak się spisują. My musimy w nich wierzyć. To jest taki etap, jak u większości zawodników, których obserwujemy chociażby  w reprezentacji, jak np. Makuszewski, który kiedyś też pomykał w Wigrach. Tak zawodników też można wyłapać. Większość tych zawodników terminowała w niższych ligach, co im też pomogło w zrozumieniu pewnych rzeczy, bo to fajnie być w klubie ekstraklasowym, ale większość nie docenia tego co ma. Czasami lepiej nawet kogoś wypożyczyć, żeby zobaczył, że tu się nic nie świeci jak w Ekstraklasie, że trzeba swoje wyszarpać, niektórzy zawodnicy muszą łączyć grę z normalną pracą i wiązać koniec z końcem.  W większości przypadków, jeśli zawodnik mądrze do tego podejdzie,  to wracając z takiego wypożyczenia powinien być na wyższym poziomie. To doświadczenie powinno dać mu więcej paliwa, więcej pasji w dążeniu do bycia lepszym zawodnikiem. W zasadzie każdy z tych wypożyczonych zawodników poszedł szczebel wyżej, co mnie bardzo cieszy. Tak jak mówię, ja tutaj też mam robotę do wykonania i mimo że tych zawodników teraz z nami nie ma, to jak uda się wszystko wykonać tak jak należy to za rok mogą wrócić i wtedy będziemy dalej rozmawiać.

Najdłużej w poprzednich klubach pracował Pan około dwóch lat. Widzi Pan siebie w Arce na dłużej niż właśnie dwa lata?

Widzieć można zawsze pod warunkiem, że klub się będzie rozwijał, że cele będą ambitne, komunikacja będzie na odpowiednim poziomie. Wiem, że czasami dobre wyniki mogą być przeszkodą, bo cele ulegają zmianie, wymaga się więcej, czy pojawia się więcej podpowiadaczy. Pamiętać trzeba, że u nas się dużo zmieniło, bo pojawili się nowi właściciele, więc ciężko przewidzieć co się będzie działo, dlatego ja tak bardzo nie sięgam w przyszłość. Jak będę rzetelnie wykonywał swoją pracę, to ktoś mi też zaproponuje kontynuowanie współpracy, albo i nie. Na takie życie się pisałem. Czy siebie widzę? Myślę, że tak. Są dobre warunki. Już wspomniałem o kibicach, jest stadion na odpowiednim poziomie, możliwości są duże. Ten region ma też wiele klubów, nawet w pierwszej lidze, więc można by to poukładać tak, żeby to był klub wiodący. Wiadomo, mamy obok Lechię, ale raczej nimi bym się nie interesował, tylko patrzył na siebie. Mamy dobre miasto do życia, może dla niektórych nawet za dobre, więc trzeba czasami przypilnować, bo jest trochę opcji na rozrywkę. To jest dalej rozwojowy klub. Ja lubię poznawać ludzi, szukać nowych emocji, ale wiem, że nie zawsze jest tak pięknie. Jakby była możliwość coś fajnego stworzyć, to byłoby super. Tak jak wspominałem, w Koronie było tego blisko, były plany poczynione, ale nie wyszło. Jak będzie tutaj? Zobaczymy. Teraz dla mnie najważniejsza jest Wisła Kraków, ten mecz, a nie to co będzie za pół roku czy rok. Ten mecz, żeby zagrać go dobrze, żeby kibice klaskali i byli uśmiechnięci, a to może dać tylko wygrana. Przeciwnik jest trudny, ale my już nie z takimi graliśmy i trzeba podejść do tego z wiarą i zrobić tak żeby drużyna zagrała tak jak ja o tym mówię i o to będziemy grać.

Udało się wreszcie pójść na boks w Gdyni?

Nie, jeszcze nie. Ostatnio musiałem odwołać, bo Weszło też chciało zrobić wywiad. Wcześniej też nie mogłem, bo w klubie gdzie byłem umówiony kręcili jakiś materiał promocyjny, chyba z Michalczewskim. Dziś będę dzwonił, może się uda umówić. Taka odskocznia się przydaje. Póki co raz byłem pograć w tenisa, a tak to praca, praca i praca. Po to tu jestem. Jak rodziny nie mam, to jestem do dyspozycji w pracy i tak to wygląda.

 

Rozmawiał: turzyn