Arka Gdynia - GKS Tychy 2:1 (Marcus Vinicius 49'k, Janusz Surdykowski 58' - Maciej Mańka 76')
Arka: Michał Szromnik - Damian Krajanowski, Krzysztof Sobieraj, Tomasz Jarzębowski, Piotr Tomasik - Marcus Vinicius (77' Paweł Brzuzy), Radosław Pruchnik, Mateusz Szwoch (62' Michał Rzuchowski), Marcin Radzewicz - Piotr Kuklis - Janusz Surdykowski (88' Łukasz Zwoliński)
Tychy: Piotr Misztal - Maciej Mańka, Łukasz Kopczyk, Tomasz Balul, Mateusz Mączyński - Adrian Chomiuk (64' Damian Szczęsny), Bartłomiej Babiarz, Mateusz Kupczak, Mateusz Bukowiec (90' Ivica Żunić), Piotr Rocki (64' Marcin Folc) - Jakub Bąk
Taki przebieg spotkania typowali wszyscy eksperci i kibice. Nasycony pierwszoligowymi punktami GKS Tychy schował się za podwójną gardą, pozwalając Arce na konstruowanie ataku pozycyjnego w środkowej strefie boiska. Co prawda Piotr Mandrysz na pomeczowej konferencji twierdził, że zaplanował nieco inny scenariusz meczu, ale plany swoje, życie swoje. Arkowcy grali dziś wysoko, szybko niwecząc wszelkie zalążki ofensywnych akcji gości. Trzeba przyznać, że tyszanom długo udawało się utrzymywać żółto-niebieskich na bezpieczny dystans, ale Arka grała dzisiaj wyjątkowo konsekwentnie i cierpliwie, co przyniosło końcowy efekt w postaci kompletu punktów.
Po raz pierwszy bramkarz gości musiał się wysilić w 7 minucie, piąstkując na rzut rożny mocne wstrzelenie piłki przez Radzewicza. Z czasem interweniował coraz częściej, a niekiedy sprzyjało mu też szczęście jak w 27 minucie, gdy Kuklis minimalnie chybił, uderzając z pola karnego obok bramki. Arka w tej części gry nie pozwoliła gościom praktycznie na nic, sama konstruując akcję w niezłym tempie, ale bez wyraźnego przyspieszenia gry na połowie GKS-u.
Druga połowa ułożyła się dla Arkowców idealnie. W 48 minucie sędzia odgwizdał rzut karny po zagraniu ręką Mańki. Piłkę wziął do rąk Marcus i pewnym strzałem nie dał szans Misztalowi. Wydawało się, że sporą ochotę na strzał miał Kuklis, który wykonywał "jedenastkę" w poprzednim meczu, ale dzisiaj mógł jedynie rozłożyć ręce w stronę ławki rezerwowych. Podobny gest, tyle że radości, wykonał Janusz Surdykowski w 58 minucie. Snajper Arki dopadł do odbitej piłki i pięknie zmieścił ją przy samym słupku. Warto dodać, że Janusz sam sobie zrobił idealny prezent na 27. urodziny, które dziś obchodził. Po tej bramce Arka cofnęła się, do tego trener Paweł Sikora wprowadził Rzuchowskiego w miejsce Szwocha, co było jasnym sygnałem do obrony wyniku. Niestety, w 76 minucie Krajanowski sfaulował rywala tuż za polem karnym, dobrą piłkę ze stałego fragmentu gry posłał Babiarz, a jej lot nieznacznie zmienił Mańka, dając gościom nadzieję na wywiezienie z Gdyni punktu. Arkowcy do końca meczu skupili się już niemal wyłącznie na wybijaniu rywali z rytmu i chociaż dwukrotnie zakotłowało się w polu karnym Szromnika to trzy punkty pozostały w Gdyni.