Arka Gdynia - Wisła Kraków 4:1 (2:1) (Aankour 15', Zarandia 28', 89' Jankowski 75' - Ondrasek 20')

Arka:  Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Luka Marić, Frederik Helstrup, Adam Marciniak - Adam Deja, Michał Nalepa (74' Adam Danch) - Luka Zarandia (90' Rafał Siemaszko), Michał Janota (87' Marcus da Silva), Nabil Aankour -  Maciej Jankowski

Wisła Kraków: Mateusz Lis - Matej Palcić, Maciej Sadlok, Marcin Wasilewski, Rafał Pietrzak, Rafał Boguski, Tibor Halilović, Dawid Kort (68' Marko Kolar), Martin Kostal - Jesus Imaz - Zdenek Ondrasek
 
Żółte kartki: Deja - Wasilewski

Cóż to był za mecz w wykonaniu żółto-niebieskich! Gra na jeden kontakt, finezyjne podania, celne przerzuty, strzał nożycami - wszystko aby rozgrzać kibiców w chłodny, poniedziałkowy wieczór. Od pierwszego gwizdka sędziego Arkowcy niczym pittbule rzucili się na przyjezdnych. Widać było sportową złość i radość z gry. Goście byli bezradni wobec huraganowych ataków Arki. W 16. minucie Nabil Aankour zszedł z piłką do środka i uderzył sprzed pola karnego - niezbyt mocno, ale na golkipera gości wystarczyło. Nie minęło nawet 60 sekund, a milimetry dzieliły Arkowców od podwyższenia prowadzenia. Po dośrodkowaniu z rzutu różnego strzał głową zdołał oddać Adam Marciniak, ale Mateusz Lis interweniował na linii bramkowej. W 19. minucie zdobywca bramki dla żółto-niebieskich stracił futbolówkę na 20. metrze. Po wrzutce z prawej flanki najlepiej w polu karnym odnalazł się Zdenek Ondrasek i strzałem głową nie dał szans wyciągniętemu jak struna Pavelsowi Steinborsowi. Arkowcy nie zamierzali długo rozpaczać po błędzie Marokańczyka. Ponownie ruszyli do ataku, przez bardzo długi czas utrzymując się przy piłce. Goście mieli problem, żeby wyjść z własnej połowy i podopieczni Zbigniewa Smółki to wykorzystali. Po dośrodkowaniu Marciniaka dwa strzały oddał Luka Zarandia - pierwszy jakimś cudem obronił Lis, drugi zatrzepotał w siatce. Chwilę później przed swoją szansą stanął Maciej Jankowski. "Jankes" przebiegł z piłką pół boiska i chcąc zaskoczyć golkipera gości strzelił zza obrońcy. Niestety, futbolówka przeleciała nad poprzeczką. Do końca pierwszej części spotkania Arkowcy utrzymywali się przy piłce na nic nie pozwalalając przyjezdnym. Momenty, w których Wisła zagroziła podopiecznym Zbigniewa Smółki można policzyć na palcach jednej ręki. Doskonale oddają to statystyki. Przez 45 minut żółto-niebiescy przez 67% czasu utrzymywali się przy piłce, w tym czasie oddali aż 7 celnych strzałów, przy zaledwie jednym gości.

Druga połowa spotkania rozpoczęła się niemal identycznie co pierwsza. Oblężenie bramki Wisły. Rzut różny, dośrodkowanie na 20. metr strzał z powietrza Adam Deji i tylko obrońcom może dziękować Lis, że udało się zablokować to uderzenie. Wisła próbowała wyjść wyżej, zaatakować agresywnie, ale żadnych złudzeń nie dawali jej żółto-niebiescy, którzy znakomicie operowali piłką, a goście biegali za nią niczym w grze w "dziada". W 60. minucie bardzo przeliczyli się obrońcy Arki, którzy w nonszalancki sposób stracili futbolówkę przed własnym polem karnym. Dośrodkowanie z prawej strony boiska i stojący kompletnie sam na 5. metrze Rafał Boguski nie trafił w bramkę. Chwilowa dekoncentracja w szeregach żółto-niebieskich mogła być opłakana w skutkach. Kilkukrotnie przed polem karnym goście przejmowali piłkę, ale na nasze szczęście brakowało im zawsze tego ostatniego podania. Wisła musiała się otworzyć przez co więcej miejsca mieli Arkowcy. Dzięki takiemu obrazowi gry swoją kolejną bramkę w Ekstraklasie zdobył Jankowski. "Jankes" wykorzystał błąd w ustawieniu gości i wyszedł sam na sam z Lisem i podobnie jak Zarandia - pokonał go na dwa razy. Lob został wybroniony, ale dzięki dobrej orientacji dopadł piłkę głową i skierował ją do pustej bramki. Goście nie zamierzali się poddawać i za wszelką cenę szukali okazji do złapania kontaktu. Jedna z nich przyszła po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Najwyżej w polu karnym wyskoczył Matej Palcić, ale kapitalną interwencją popisał się Steinbors. "Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić" - tak też było tym razem. Jankowski przejął futbolówkę w środkowej części boiska i prostopadłym podaniem uruchomił bardzo aktywnego w końcowej fazie Marcusa da Silvę. Brazylijczyk popędził w stronę bramki i oddał strzał, który został wybroniony przez Lisa, ale od czego jest Zarandia? Gruzin znalazł się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie i dobił rywala. 4:1! Nokaut! 

Nie wiemy co się stało z Arkowcami podczas przerwy reprezentacyjnej, ale podopieczni Zbigniewa Smółki wyglądali jakby przed meczem wypili po kartonie energetyków. Tak grającej, a przede wszystkim tak dominującej, Arki nie widzieliśmy dawno. Prócz kilku niepotrzebnych strat przed własnym polem karnym mecz był idealny pod każdym względem. Złość sportowa, technika, zawzięcie, a przede wszystkim team spirit - wszystko na najwyższym poziomie. W dwóch ostatnich meczach Arka strzeliła 8 bramek i straciła tylko jedną. Oby taka forma dotrzymała piłkarzom podczas dwumeczu z Jagiellonią.

Panie Trenerze, nie wiemy w jaki sposób zmotywował Pan żółto-niebieskich, ale taką Arkę chcemy oglądać do końca sezonu i o jeden dzień dłużej! Chapeau bas!