Mecz z Koroną rozpoczynał się w bardzo dziwnych okolicznościach - wskutek kompromitacji Gdyńskiego Centrum Sportu, które komentowaliśmy tutaj (postawiliśmy też ważne pytania w zaktualizowanej zapowiedzi spotkania), pierwszy gwizdek sędziego wybrzmieć miał nie w środę o 20:30, a w czwartek o 12:00. Na kuriozalnych wypadkach ostatnich godzin niespodzianki się jednak nie skończyły. Ireneusz Mamrot zaskoczył z wyjściowym składem - w podstawowym zestawieniu pojawili się debiutujący w pierwszej jedenastce Mikołaj Łabojko i Artur Siemaszko, na ławce zasiadł Szymon Drewniak, a w kadrze meczowej zabrakło w ogóle lekko kontuzjowanego Mateusza Młyńskiego. Na szpicę, kosztem Rafała Wolsztyńskiego, wrócił Maciej Jankowski. Maciej Bartoszek postawił na swoich sprawdzonych żołnierzy.

Przez pierwszych 10 minut na boisku nie działo się wiele. Z grudniowej chwili refleksji nad życiem gdynian zaczęli wybudzać Deja (strzałem niecelnym) i Żebrowski (uderzeniem głową w światło bramki po wrzutce Marciniaka). No i wybudzili. W 15. minucie Marciniak wrzucił piłkę z autu daleko w pole karne, a tam Marcjanik wbiegł między dwóch obrońców Korony i nogą skierował futbolówkę w prawy narożnik bramki Kozioła. Arkowcy objęli prowadzenie po akcji, która chyba wszystkim obserwatorom przypomniała diamentowe czasy gdyńskiej lagi Leszka Ojrzyńskiego i dopracowane do perfekcji auty na wysokości pola karnego przeciwnika. Wychowanek żółto-niebieskich po bramce schował piłkę pod koszulkę, w ten sposób obwieszczając planecie spodziewane przybycie na świat Marcjanika juniora - gratulujemy! Siedem minut później Letniowski dośrodkował z rzutu wolnego, ale najpierw Marciniak, a potem Kasperkiewicz nie zdołali podwyższyć rezultatu. W kolejnej fazie rywalizacji piłkarze mieli problemy z odpowiednim ułożeniem celowników - dwukrotnie próbował Thiakane, a raz Jankowski, ale nie były to uderzenia w światło bramki. Ostatnim wartym odnotowania akcentem pierwszej połowy była akcja Podgórskiego z 39. minuty, którą skrzydłowy gości kończył strzałem w róg bramki Kajzera, jednak bramkarz gdynian był na posterunku.

Drugą część gry Arkowcy zaczęli od wyraźnego zasygnalizowania chęci podwyższenia wyniku. W 50. minucie Kozioł obronił strzał Jankowskiego, po rzucie rożnym poradził sobie z próbą Dei, a dwie minuty później wygrał pojedynek sam na sam z Siemaszką, choć wydawało się niemożliwe, by żółto-niebiescy w tej sytuacji nie strzelili drugiego gola. W następnym okresie nad bramką przelatywały uderzenia Kasperkiewicza i Jankowskiego. W 81. minucie podopieczni Mamrota znów porazili nieskutecznością - najpierw Mazek nie wykorzystał okazji, w której stanął oko w oko z Koziołem, a po chwili golkiper przyjezdnych interweniował po dobitce Jankowskiego z 16 m. Znane piłkarskie porzekadło głosi, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, a po chwili gdynianie mogli je sobie przypomnieć, otrzymując pierwsze ostrzeżenie w zamieszaniu po rzucie wolnym dla kielczan. To oczywiście nie wystarczyło, by oddalić grę od własnego pola karnego i w 88. minucie podopieczni Bartoszka byli o krok od wyrównania, ale trzy punkty wybronił Arce Kajzer, który fantastycznie sparował strzał głową Grzelaka z najbliższej odległości. W doliczonym czasie gry Wolsztyński mógł zamknąć mecz, ale po minięciu Kozioła nie zdołał skierować piłki do siatki z ostrego kąta. Chwilę później sędzia Kawałko gwizdnął po raz ostatni.

Arka zagrała w czwartkowe południe dobry mecz, była wyraźnie lepszym zespołem od Korony, stworzyła sobie wiele sytuacji podbramkowych, ale mocno szwankowała skuteczność. Najważniejsze są jednak trzy punkty, które mocno pomogą gdynianom - zarówno pod kątem tabeli, jak i spoglądając na względy na psychologiczne. Żółto-niebiescy na przestrzeni ostatnich 365 dni rozegrali cztery spotkania przeciwko kielczanom, z których trzy wygrali, a jedno zremisowali. W czwartek - można powiedzieć, że już tradycyjnie - wyszli z tej konfrontacji zwycięsko, zrobili swoje i mają prawo stwierdzić, że punktowanie przeciwko ,,scyzorom" jest dla nich po prostu codziennością, kolejnym dniem w biurze. Zaliczenie pełnej puli pozwoliło również podopiecznym Mamrota odrobić po trzy punkty do Górnika Łęczna i ŁKS-u. Arkowcy znajdują się na 4. miejscu w tabeli, tracą jedno oczko do trzecich łęcznian i pięć do drugich łodzian, jednocześnie wyprzedzając o dwa punkty Radomiaka (choć radomianie mają do rozegrania jeszcze zaległą potyczkę z Resovią), o trzy Odrę Opole (do odrobienia starcie z Niecieczą) i o cztery Miedź Legnica. Najbliższy mecz żółto-niebiescy zagrają w niedzielę o 12:40 w Radomiu i będzie to szalenie ważna potyczka dla układu tabeli przed przerwą zimową. Trzymamy kciuki za sprawną regenerację i zdobycz punktową.


Arka Gdynia - Korona Kielce 1:0

Bramka: Marcjanik 15'

Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Kwiecień, Marcjanik, Marciniak - Żebrowski (75' Mazek), Deja, Letniowski (75' Drewniak), Łabojko (75' Soboczyński), Siemaszko (69' Wolsztyński) - Jankowski (90' Wawszczyk).

Korona: Kozioł - Szymusik, Tzimopoulos, Grzelak, Kordas - Podgórski, Kaczmarski (82' Lisowski), Cetnarski, Thiakane, Kiełb (55' Długosz) - Firlej (72' Łysiak).

Żółta kartka: Deja.

Sędzia: Grzegorz Kawałko (Augustów).