Arka Gdynia - Zawisza Bydgoszcz 1:1 (Siemaszko 27 - Drygas 48)
Arka: 13. Konrad Jałocha - 2. Tadeusz Socha, 29. Michał Marcjanik, 3. Krzysztof Sobieraj, 23. Marcin Warcholak - 8. Marcus Vinícius, 6. Antoni Łukasiewicz, 14. Michał Nalepa M, 7. Michał Renusz (82, 22. Patrik Lomski), 11. Rafał Siemaszko (77, 25. Paweł Wojowski) - 9. Paweł Abbott.
Zawisza: 1. Łukasz Sapela - 4. Krzysztof Nykiel (70, 28. Sebastian Kamiński), 32. Łukasz Nawotczyński, 2. Piotr Stawarczyk, 18. Damian Ciechanowski M (46, 9. Blažo Igumanović) - 7. Jakub Smektała, 21. Maciej Kona M, 14. Kamil Drygas, 8. Alvarinho, 23. Jakub Łukowski M (62, 16. Kamil Żylski M) - 20. Szymon Lewicki.
Żółte kartki: Alvarinho, Nawotczyński, Kona (Zawisza)
Sędziował: Zbigniew Dobrynin (Łódź).
Widzów: 5937.
Jak mawiają trenerzy, pierwszy mecz to wielka niewiadoma. Co prawda Arka rozegrała dwa tygodnie temu sparing z Zawiszą, ale trudno było na jego podstawie wyciągać daleko idące wnioski. Spadkowicz z ekstraklasy mocno przemeblował skład i... wydaje się, że dobrze na tym wyszedł. Zawisza potwierdził dziś, że będzie jednym z głównych faworytów do awansu, ale Arka na jego tle zaprezentowała się korzystnie, zwłaszcza przed przerwą. Pełne 90 minut meczowi towarzyszył świetny doping i widowisko nie odbiegało nic a nic od standardów ekstraklasy. Kibice Arki opuszczali jednak stadion z mieszanymi uczuciami.
Więcej niespodzianek zaserwował dziś Mariusz Rumak. W pierwszym składzie Zawiszy widniały nazwiska aż trzech młodzieżowców, podczas gdy Grzegorz Niciński ograniczył ich liczbę tylko do jednego. Arka dobrze weszła w mecz, ale to goście jako pierwsi mieli klarowną okazję na zdobycie bramki. Do dośrodkowania z rzutu rożnego wyskoczył Stawarczyk i tylko instynktowna interwencja Jałochy na linii bramkowej uratowała żółto-niebieskich. W 27 minucie szczęście uśmiechnęło się do Arki. Faulowany był Marcus, rzut wolny perfekcyjnie wykonał Warcholak, a piłkę z bliska wślizgiem skierował do siatki Siemaszko. "Mały" jest póki co niesamowicie regularny. Praktycznie co mecz wpisuje się na listę strzelców, oby tak dalej. Arka ruszyła do ataku i za sprawą Abbotta oraz Renusza miała dobre okazje do podwyższenia wyniku. Najlepsza przytrafiła się jednak w 38 minucie. Z piłką w polu karnym zabrał się rozgrywający najlepszy mecz w Arce Abbott, minął na zakos rywala i padł, potykając się o nogi rywala. Rzut karny! Do piłki podszedł etatowy egzekutor "jedenastek", czyli Marcus. Niestety, tym razem przekombinował i zdecydował się na lekką podcinkę. Prosto w nogi Sapeli. Zawisza mógł błyskawicznie odpowiedzieć, ale Jałocha obronił groźny strzał głową Lewickiego, a przy próbie Nykiela piłka trafiła w poprzeczkę. Do przerwy zatem 1:0 dla nas.
Nie wiemy co działo się w szatni Arki, ale krótka, piętnastominutowa przerwa podziałała na naszych piłkarzy usypiająco. W 48 minucie Smektała jakimś cudem minął trzech Arkowców, a do wybitej mu spod nóg przez Renusza piłki dopadł Drygas i potężnym strzałem wyrównał stan meczu. W tej sytuacji wyraźnie zabrakło asekuracji, bo wszyscy zawodnicy skupili się na Smektale, a nikogo nie było przy kapitanie Zawiszy. Arka mogła szybko odpowiedzieć, ale Abbott przegrał pojedynek sam na sam z Sapelą. I niestety to było wszystko w wykonaniu Arkowców. Zawisza przejął całkowicie inicjatywę, spychając nasz zespół pod własne pole karne. Skrzydłowi opadli szybko z sił, ale trener Niciński, ku zdziwieniu kibiców, pierwszych zmian dokonał dopiero po upływie 75 minuty. Nie wykorzystał też kompletu roszad, pozostawiając cały mecz na ławce choćby kreatywnego Grzegorza Tomasiewicza. Najlepszą okazję do zdobycia zwycięskiej bramki miał Zawisza, ale znakomicie dysponowany Jałocha strącił na słupek kąśliwe uderzenie Drygasa. Żółto-niebiescy w ostatnim kwadransie bronili już tylko remisu i ostatecznie dopięli swego. Wartość tego punktu ocenimy po kolejnych meczach, ale wydaje się, że podział punktów całkowicie zasłużony.