Przyjazd lidera I ligi do stolicy Lubelszczyzny spowodował ogromne zainteresowanie lokalnej społeczności. Na trybunach obiektu przy ul. Stadionowej pojawiło się w piątkowy wieczór ponad 11,5 tys. kibiców liczących na to, że ich ulubieńcy zdołają zatrzymać niepokonaną w 2024 roku Arkę. Trener Mateusz Stolarski postanowił spróbować osiągnąć ten cel, dokonując dwóch zmian w wyjściowej jedenastce w porównaniu do poprzednich kolejek - miejsce Sebastiana Rudola na środku obrony zajął Kamil Kruk, a w roli defensywnego pomocnika zamiast Mathieu Scaleta mecz rozpoczął Marcel Gąsior. Wojciech Łobodziński nie zaskoczył swoimi wyborami i postawił na sprawdzonych żołnierzy. Spotkanie nr 100 w żółto-niebieskich barwach rozgrywali Przemysław Stolc i Karol Czubak.

Motor od pierwszego gwizdka naciskał na gdynian wysokim pressingiem, co przynosiło mu wymierne efekty. Już w 2. minucie Wolski znalazł miejsce do strzału z 20 m, ale piłka o pół metra minęła prawy słupek bramki Lenarcika. Pięć minut później lublinianie przeprowadzili składną akcję, Gąsior zagrał kapitalną prostopadłą piłkę na jeden kontakt, wypracowując w ten sposób Wolskiemu pozycję oko w oko z Lenarcikiem, a środkowy pomocnik gospodarzy wbiegł w szesnastkę żółto-niebieskich i uderzeniem w krótki róg znalazł drogę do siatki. Na odpowiedź Arkowców nie trzeba było jednak długo czekać. W 14. minucie Gol zebrał bezpańską piłkę na 30. metrze od bramki Rosy, podholował ją w kierunku pola karnego, po czym wykonał świetne podanie w szesnastkę do uciekającego obrońcom Czubaka. Snajper żółto-niebieskich idealnie skorzystał z wolnej przestrzeni i z ostrego kąta zapakował futbolówkę do siatki strzałem przy dalszym słupku. Na tablicy wyników było już 1:1, a 24-latek mógł zapisać na swoim koncie 14. bramkę w sezonie. W kolejnych minutach Milewski złapał kontuzję mięśniową, przez co został zmuszony do opuszczenia boiska, a w jego miejsce na murawie pojawił się Adamczyk. Przed upływem pół godziny gry tragiczny błąd popełnił Dobrotka, który przy wyprowadzaniu piłki zagrał wprost pod nogi Mraza, Słowak natychmiast znalazł znajdującego się na 12. metrze Wolskiego, natomiast ten ostatni uderzył w sam środek bramki i Lenarcik nie miał problemów z interwencją. W kolejnej akcji sędzia Stefański oszalał. Po dośrodkowaniu z lewej strony do futbolówki w polu karnym Arki wyskoczyli Gojny i Król, obrońca gdynian powalczył łokciem, natomiast było to typowe zmaganie o piłkę, w którym obaj gracze weszli w kontakt fizyczny i obaj w równym stopniu naciskali na siebie nawzajem. Arbiter z Bydgoszczy wpadł jednak na żałosny pomysł wyciągnięcia z kapelusza rzutu karnego dla Motoru. Sprezentowaną jedenastkę pewnie wykorzystał Ceglarz i znów to lublinianie byli bliżej zwycięstwa. Piłkarze Łobodzińskiego próbowali odpowiedzieć uderzeniem Kobackiego z 20 m, natomiast był to strzał zbyt słaby, by zaskoczyć Rosę. Kilka minut później z tej samej kępki sposobu na golkipera miejscowych szukał Skóra, ale i tym razem bramkarz Motoru wykazał się zaradnością i odbił futbolówkę przed siebie. W 41. minucie Stolc dośrodkowywał na głowę Dobrotki, jednak próba Słowaka powędrowała metr obok lewego słupka Rosy. W odpowiedzi podobną akcję przeprowadzili podopieczni Stolarskiego - Wełniak zacentrował w szesnastkę, a Mraz doszedł do strzału głową, natomiast i w tym przypadku futbolówka znalazła się poza światłem bramki, przechodząc obok słupka. Do przerwy na tablicy wyników tkwił wypaczony przez Stefańskiego wynik 2:1 dla gospodarzy.

Drugą część rywalizacji Arkowcy otworzyli, od razu pokazując chęć odrobienia strat. W 49. minucie Kobacki znakomicie powalczył przy linii końcowej, wygarnął futbolówkę spod nóg obrońcy i odegrał do Adamczyka, który z ostrego kąta, szukając bliższego słupka, trafił w boczną siatkę. Nikt wtedy jeszcze nie miał pojęcia, co wydarzy się za kilkanaście minut, a mowa tu o sprawach naprawdę spektakularnych. W 62. minucie Gojny krótko podał do Adamczyka, ten podciągnął z piłką kilka metrów, po czym szaloną bombą z 30 m w bajecznym stylu niemal rozerwał siatkę bramki Rosy. Golkiper Motoru był absolutnie bez szans, a środkowy pomocnik Arki doprowadził do wyrównania trafieniem, które z pewnością będzie kandydować do miana gola sezonu (bo plebiscyt na bramkę kolejki jest już rozstrzygnięty). Pięć minut później powinno być już 3:2 dla Arki. Kobacki wyłożył piłkę w polu karnym Motoru Czubakowi, napastnik żółto-niebieskich miał wymarzoną okazję na 15. gola w rozgrywkach, ale w stuprocentowej sytuacji przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Miało się okazać, że była to ostatnia tak klarowna szansa podopiecznych Łobodzińskiego w piątkowy wieczór. Lublinianie próbowali jeszcze przesądzić losy pojedynku na swoją korzyść w końcowej fazie rywalizacji - w 83. minucie Wolski przeniósł piłkę nad poprzeczką po rzucie wolnym z 20 m, a sześć minut później Lenarcik poradził sobie z futbolówką agresywnie dokręcaną w kierunku linii bramkowej po rzucie rożnym wykonywanym przez Ceglarza. W doliczonym czasie gry żadna z drużyn nie zdołała wygenerować wielkiego zagrożenia i skończyło się na remisie 2:2.

Gra Arkowców w Lublinie przypominała futbol totalny w wydaniu holenderskim. Mecz przy ul. Stadionowej miał różne fazy - w niektórych okresach to Motor był stroną przeważającą, w innych gdynianie. Gospodarze długimi fragmentami sprawiali żółto-niebieskim spore problemy agresywnym wysokim pressingiem, który był trudny do opanowania zwłaszcza w momentach wyprowadzania piłki od własnej bramki. Z kolei w fazach, w których lublinianie mieli futbolówkę przy nodze, potrafili przyspieszyć tempo rozegrania, zagrać na jeden kontakt i dwoma-trzema zagraniami przedostać się w okolice szesnastki Arki. Ekipa Stolarskiego okazała się o tyle niewygodnym przeciwnikiem, że prezentowała naprawdę urozmaicony wachlarz rozwiązań i pomysłów na to, jak chce wyglądać na murawie. W tych okolicznościach trzeba pochwalić drużynę Łobodzińskiego za umiejętność dostosowania swojej gry do poczynań rywala, wzajemną pomoc udzielaną sobie w obrębie poszczególnych formacji, wybijanie miejscowych z rytmu i maksymalne wykorzystywanie faz ataku, w których to Arkowcy posiadali inicjatywę. Motor zademonstrował wysoką intensywność gry, natomiast żółto-niebiescy nie tylko nie pękli, ale odnaleźli się na boisku z wielką swobodą, potrafili wypracować przestrzeń na murawie i mieli okazje, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nie jest sztuką wygrywać, kiedy wszystko się układa. Jednak punktować, kiedy trzeba mierzyć się z wieloma okolicznościami utrudniającymi funkcjonowanie - to już pokazuje dojrzałość zespołu. W piątek podopieczni Łobodzińskiego musieli odnaleźć się mimo agresywnie grających gospodarzy, szybkiej straty Sebastiana Milewskiego i odmętów szaleństwa Daniela Stefańskiego. Szacunek dla zawodników za wywalczenie cennego punktu, który na koniec sezonu może bardzo dużo ważyć. Warto też pochwalić Huberta Adamczyka za wejście na murawę w sytuacji awaryjnej, wywołanej kontuzją kolegi, i udźwignięcie presji. ,,Adams" rozegrał w Lublinie najlepsze zawody od dawna, świetnie odnalazł się w środku pola, z dużą odwagą wchodził w pojedynki 1 na 1, a przede wszystkim doprowadził do remisu zjawiskowym golem. Żółto-niebiescy pozostają liderem tabeli, mając dwa punkty przewagi nad Lechią (gdańszczanie w niedzielę zmierzą się na własnym boisku z KS Nieciecza) i trzymając bezpieczny dystans siedmiu oczek nad piątym Motorem. Następny mecz Arka rozegra w niedzielę 21 kwietnia o 12:40, a jej rywalem na Stadionie Miejskim w Gdyni będzie Wisła Płock.


Motor Lublin - Arka Gdynia 2:2

Bramki: Wolski 7', Ceglarz 31' (k) - Czubak 14', Adamczyk 62'

Motor: Rosa - Stolarski (65' Lis), Kruk, Najemski (68' Rudol), Palacz - Gąsior (65' Scalet), Wełniak (68' Wojtkowski), Wolski - M. Król (80' Rybicki), Ceglarz, Mraz.

Arka: Lenarcik - Stolc, Marcjanik, Dobrotka, Gojny - Skóra (68' Lipkowski), Gol, Milewski (22' Adamczyk), Sidibe (68' Gaprindaszwili), Kobacki (90' Hafez) - Czubak.

Żółte kartki: Gojny, Adamczyk, Lipkowski, Dobrotka.

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).

Frekwencja: 11 667.