,,To ostatnia walka o dom, walka na pięści, walka o miasto i o tlen, bo Warszawy są teraz dwie – inne książki, inne ballady, inny dobór słów, dwie historie, dwie pamięci, ale tylko jeden jest król” – śpiewał Wojciech Waglewski. Jeśli w warstwie lirycznej utworu ,,Król" zamienimy Warszawę na Trójmiasto, otrzymamy wypisz wymaluj obraz aury towarzyszącej 48. derbom Trójmiasta. Być może będzie to konfrontacja o Ekstraklasę dla Gdyni, być może awans będzie przesądzony już przed pierwszym gwizdkiem. Stawką na pewno będzie zwycięstwo w całych rozgrywkach I ligi. Ale abstrahując od sytuacji w tabeli – wszyscy nad morzem doskonale zdają sobie sprawę z ciężaru gatunkowego tego meczu. W niedzielę o 20:30 Arka zmierzy się na wyjeździe z Lechią Gdańsk o panowanie w Trójmieście. Ten klub jest chlubą nas wszystkich. Arka Gdynia. Duma i honor. Wieczna chwała. Ave.
Na uboczu emocji związanych z lokalną rywalizacją pozostaje optyka, w której aktualny lider I ligi podejmuje wicelidera, a więc kroi się prawdziwy szlagier 33. kolejki. Z perspektywy pierwszej lokaty (i zapewnionego już awansu do Ekstraklasy) do pojedynku przystępuje Lechia, o której trzeba powiedzieć, że piłkarsko wygląda bardzo dobrze. Na wiosnę piłkarze zza Sopotu przegrali tylko dwie potyczki (w Katowicach i Rzeszowie ze Stalą), a we wszystkich pozostałych starciach schodzili z boiska z trzema punktami. I nawet, jeśli kilka z tych meczów zostało fartownie przepchniętych, to i tak trzeba powiedzieć, że jest to sukces tego zespołu. Jak jest możliwe tak regularnie wygrywać mimo nieustannych problemów na poziomie organizacyjnym w klubie, braku głośnych nazwisk w składzie i składaniu drużyny przed sezonem w ogromnym pośpiechu? Gros zasług trzeba tutaj przypisać trenerowi Szymonowi Grabowskiemu, który pokazał się w tej kampanii jako znakomity fachowiec, który dba o każdy detal w procesie rozwoju zespołu – atmosferę, przygotowanie fizyczne i motoryczne, a chyba przede wszystkim taktykę. W wielu spotkaniach na wiosnę Lechia nie dominowała na murawie w sposób niepodzielny, raz za razem zagrażając bramce rywala, natomiast doskonale wyczuwała momenty, w których należało zaatakować, jednocześnie świetnie orientując się w poszczególnych fazach meczu. Biało-zieloni nie koncentrują się na demonstrowaniu ofensywnych fajerwerków, jednak grają mądrą piłkę, opartą na wymianie podań i zespołowości. Postawienie na taki styl budowy drużyny zostało nieco wymuszone przez brak wybijających się indywidualności, bo zawodnicy, którzy mogliby być odbierani w ten sposób (Luis Fernandez i Conrado) przez większość sezonu leczą kontuzje. Życie wykreowało jednak gdańszczanom nowych liderów, którzy należą do piłkarzy wyróżniających się na swoich pozycjach w I lidze. Trzeba tutaj powiedzieć przede wszystkim o sile napędowej Lechii, a więc skrzydłach. Znakomicie spisują się zarówno Camilo Mena (10 asyst w tych rozgrywkach), jak i Maksym Chłań (9 goli i 6 ostatnich podań). Obaj są szybcy i dobrze wyszkoleni technicznie, więc gra ekipy Grabowskiego często przebiega bocznymi korytarzami boiska. Duet defensywnych pomocników tworzą Iwan Żelizko i Tomasz Neugebauer (7 bramek i 3 asysty w tej kampanii), a przed nimi operuje Rifet Kapić. Na szpicy w niedzielę prawdopodobnie mecz rozpocznie wracający po urazie Tomas Bobcek (9 goli i 3 ostatnie podania), którego w ostatnich kolejkach zastępował Kacper Sezonienko. Mocną stroną Lechii jest blok obronny – biało-zieloni stracili w tym sezonie tylko 29 bramek, co jest drugim najlepszym wynikiem w stawce. W skład tej formacji wchodzą Dominik Piła, Andrei Chindris, Elias Olsson i Miłosz Kałahur, a dostępu do bramki strzeże Bogdan Sarnawski. Do pełni sił po kontuzji wraca dopiero Jan Biegański, który pełni rolę rezerwowego. W ostatnim czasie z problemami zdrowotnymi borykali się Bobcek i Łukasz Zjawiński, ale w tygodniu przed derbami według słów trenera trenowali już normalnie, więc raczej będą do dyspozycji Grabowskiego. Popularne ,,betony” doskonale czują się na własnym terenie – w Gdańsku legitymują się bilansem 13 zwycięstw, 2 remisów i tylko 1 porażki, która zresztą miała miejsce jeszcze w lipcu, w konfrontacji z Motorem w 2. kolejce. Inna sprawa, że dotychczas nie mieli okazji mierzyć sił u siebie z tak wymagającym rywalem, jak Arka Łobodzińskiego. Spodziewamy się, że Lechia w niedzielę będzie grać w agresywnym pressingu, zwłaszcza w pierwszych minutach. Na stadionie w Gdańsku pojawi się w niedzielę 36 tysięcy ludzi spragnionych oglądania legendarnej Arki w konfrontacji z lokalnym zespołem sportowym. Tak wysoka frekwencja prawdopodobnie wyzwoli w zawodnikach Grabowskiego adrenalinę, która może zaowocować ciągiem na bramkę zaraz po pierwszym gwizdku – gdynianie muszą być przygotowani na taki scenariusz. W spotkaniu w Gdyni w rundzie jesiennej Arka wykorzystała podziurawiony wówczas środek pola gdańszczan – tym razem ci będą prawdopodobnie chcieli zrobić przewagę na skrzydłach, bo po pierwsze i tak czują się w tym rejonie mocni, a po drugie w obliczu kontuzji Dawida Gojnego musiało dojść do wymuszonych przemeblowań w łańcuchu obronnym żółto-niebieskich. Przemysław Stolc będzie grał na Menę na lewej flance defensywy, nie czując się na tej pozycji najbardziej komfortowo, a naprzeciwko Chłania stanie Marc Navarro. Mamy jednak nadzieję, że obaj boczni obrońcy staną na wysokości zadania, a do tego uzyskają duże wsparcie od kolegów z linii pomocy. Na Lechię trzeba też uważać w fazach przejściowych, bo potrafi ona uśpić rywala, po czym zupełnie nagle przeprowadzić dynamiczną, składną akcję. Dobra, koniec, ile można gadać o betonach?
Mimo że gospodarze ze względu na aktualną formę wydają się być delikatnym faworytem konfrontacji derbowej, to chcemy, by to wybrzmiało głośno – Arka ma wszystko, by po raz drugi w tym sezonie ograć Lechię. Piłkarze Łobodzińskiego są monolitem, skoczyliby za sobą w ogień, mental w tej grupie jest bardzo wysoki, a przecież to właśnie w głowach, nie w nogach, rozgrywa się derby. Żółto-niebiescy kończą wyśmienity sezon, w którym długimi fazami prezentowali się najlepiej w lidze. W ostatnich meczach gdyńska maszyna nieco się zacięła, ale nikt nie ma wątpliwości, że ten zespół wciąż ma ogromną wartość i świadomy tej wartości pojedzie do Gdańska po trzy punkty. Arkowcy mają swoje atuty na boisku i wierzymy, że sztab trenerski będzie potrafił je świetnie wykorzystać dzięki umiejętnym wyborom taktycznym. Być może do konfrontacji z Lechią podopieczni Łobodzińskiego będą przystępować z zapewnionym awansem – by tak się stało, GKS Katowice nie może w sobotę wygrać z Wisłą Kraków. Jeżeli katowiczanie się nie potkną, Arka będzie potrzebować co najmniej punktu do promocji do Ekstraklasy. Tyle, że piłkarze nie mogą w tym momencie zaprzątać sobie głowy liczeniem punktów – w takim meczu, jak niedzielny, i tak trzeba być w pełni skoncentrowanym i grać o pełną pulę. Kontuzjowani pozostają Janusz Gol i Dawid Gojny, ale wierzymy, że te ubytki uda się załatać. Nikt nie pauzuje za kartki. W dotychczasowej historii odbyło się 47 derbów Trójmiasta, spośród których Arka wygrała 14 spotkań, Lechia 17, a 16-krotnie padł remis. Bilans meczów rozegranych za Sopotem jest korzystniejszy dla gdańszczan, natomiast po stronie żółto-niebieskich stoi przewaga psychologiczna i świadomość własnej wartości dzięki zwycięstwu w pierwszym bezpośrednim starciu w tym sezonie. W końcówce listopada w Gdyni Arkowcy wygrali 1:0 po bramce Michała Marcjanika z rzutu karnego. W niedzielę czeka nas prawdopodobnie kolejne wyrównane spotkanie, ale piłkarze Łobodzińskiego dysponują potencjałem, by sięgnąć po komplet punktów. Rangi tego pojedynku nikt nie musi im dodatkowo tłumaczyć – to najważniejszy mecz w rundzie, więc trzeba wyzwolić z siebie 200% możliwości.
Arkowcy mogą poczuć się w niedzielę trochę jak hobbici w Mordorze – otoczeni z każdej strony drapieżnymi orkami. Piłkarze nie będą jednak sami w jaskini wroga – z trybun niemieckiego obiektu będzie ich wspierało 1500 fanatyków, głośno dopingujących żółto-niebieskich w walce o zwycięstwo. Niech zawodnicy wsłuchają się w głos sektora gości i niesieni jak na skrzydłach wydobędą z siebie nadzwyczajne siły wolicjonalne. Wierzymy, że ich misja skończy się takim samym sukcesem, jaki odnieśli hobbici w trylogii Tolkiena. Trójmiasto jest nasze, Trójmiasto do nas należy!